Czarny kot i czarna kawa… Blackcatcard z Malty!
Blackcatcard zamierza konkurować z Revolutem. Jednak na razie zapowiada się, że polityka cenowa i braki funkcjonalności mogą to nieco utrudnić.
Blackcatcard to usługa oferowana przez Papaya – spółkę z licencją instytucji pieniądza elektronicznego z Malty. W efekcie firma podlega nadzorowi finansowemu od 2012 roku i może świadczyć usługi na terenie całej Unii.
Z kolei od kilku miesięcy jest intensywnie promowana w internecie, na przykład właśnie w Polsce. Filarem jest tutaj bezpłatne konto w euro i aplikacja mobilna z darmową kartą płatniczą. Klienci z kolei mogą dokonywać całkowicie bezpłatnych przelewów na konto w dowolnym kraju Unii.
Tutaj jednak cała na biało wchodzi prowizja – 3,5% za doładowanie karty i wysokie opłaty od klientów. Przede wszystkim tych, którzy nie korzystają z jego usług aktywnie. W efekcie pobierze nam 15 euro, gdy w ciągu pół roku nie zrobimy żadnej transakcji. Jeśli jednak będziemy chcieli zamknąć rachunek przed upływem dwóch miesięcy… 2 uro. W zamian jednak pojawia się moneyback – 2,2%.
Przeczytaj też: Numery kart płatniczych się kończą?
Jak założyć Blackcatcard
Tymczasem, Blackcatcard zakłada się oczywiście w aplikacji mobilnej. W trakcie procesu z kolei należy zweryfikować tożsamość i wykonać zdjęcie dowodu osobistego i selfie. Czyli ostatnio dość standardowa procedura. Natomiast aplikacja nie oferuje języka polskiego. Dlatego też, przynajmniej na razie, wielu klientom nie udaje się aktywować usługi.