Dziś wszyscy jesteśmy zapożyczeni, czyli wyszedłem po P2P lending, zaraz wracam

Wieść łotewska Robo.cash niesie, że P2P lending w europejskich sercach wiedzie prym. Dowodem na to jest wzrost wolumenów o ponad 153% w latach 2015-2017. Tymczasem, jak to zwykło bywać, to zachód wciąż przoduje, jednak wartość wolumenów utrzymuje poziom.

P2P lending – proces pożyczania środków pieniężnych online osobom fizycznym lub firmom.

Jaki kraj, takie P2P lending

Wielka Brytania… 77! Francja i Niemcy – po 46!

Tymczasem Polska w europejskim zestawieniu „kto ma więcej platform P2P lending” plasuje się już na 12. miejscu z 15 platformami.

Co więcej – to jednak niczego nie zmienia, ponieważ nie istnieje w zasadzie żadna perspektywa rozwoju tego rynku. A to dlatego, że z pustego to nawet Polak nie naleje, a ta agora pożyczkowa taka właśnie jest.

W międzyczasie łączna wartość rodzimych pożyczek udzielonych kanałem P2P lending to 100 mln PLN, podczas gdy, te udzielone na przykład przez banki to ok. 170 mln PLN.

Efektem tego upatruje się powodów tej wątpliwej przebojowości ów rozwiązania, które to okazują się przede wszystkim czyhać w regulacjach prawnych i nikłej spłacalności.

Polak – Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do P2P lending…

W międzyczasie Polska wraz z sąsiadami – Czechami, Słowakami, oraz Węgrami na doczepkę, zapisała sobie na przełomie ostatnich 4 lat kwotę 179 mln EUR udzielonych pożyczek, która podskoczyła z 71 mln.

To z kolei stanowi wysoki wzrost, jednak tylko w teorii, ponieważ jest prawdopodobnie wynikiem niskiej bazy.

Różowe lata P2P lending?

Ponieważ platformy P2P egzystują na rynku europejskim ponad 10 lat zdają się być różowe.

A przynajmniej, chociaż troszkę zabarwione. Tymczasem jednak okazuje się nieco inaczej. To przede wszystkim dlatego, że na decyzję w sprawie zapożyczenia społecznościowego, po pierwsze – trzeba czekać minimum kilka dni, a po drugie – zwykła niecierpliwość ludzka wygrywa.

Chcemy wszystko mieć już, więc udajemy się tam, gdzie to czy tamto pożyczą nam na… wczoraj.